piątek, 3 kwietnia 2015

7.

Cause we are who we are
When no one’s watching



Klingenthal, październik 2013

Wszyscy w szampańskich nastrojach wracali do hotelu, gdzie mieli spędzić noc i następnego dnia wrócić do swoich domów, odpocząć przez kilka tygodni i wrócić do skoków, tym razem do Pucharu Świata.
Johann siedział z tyłu, razem z Fannemelem i Veltą, którzy przez cały czas gadali, w ogóle się nie uciszając, a jego proszący wzrok, który niemal błagał, aby się zamknęli, oni skwitowali krótkim „cicho bądź.” Nawet nie próbował tłumaczyć im, że to nie on się odzywał.
Wciąż w pamięci miał zachowanie Celiny z tamtego wieczoru w Wiśle, chociaż następnego ranka wszystko sobie powiedzieli i wybaczyli, chociaż tak naprawdę nie mieli co sobie wybaczać. Zgodnie doszli do wniosku, że zły dzień zdarzał się każdemu i nie powinni rozdrapywać ran. Pożegnali się długim, słodkim pocałunkiem, wszyscy przytulili dziewczynę, którą każdy uwielbiał, a Johann odwiózł ją na lotnisko, gdzie nie szczędzili sobie czułego pożegnania. A Celinie nawet nie przeszkadzały te trzy dziewczyny, które poprosiły o zdjęcie nie tylko z nim, ale i z nią.
- Ty, patrz jaki zamyślony! – szepnął Rune, kiwając głową w jego stronę.
Fannemel odwrócił wzrok i mruknął cicho z aprobatą.
- Pewnie znowu Alex mu czegoś dołożył. Jakiś środków nasennych, czy coś.
Johann nagle się ożywił.
- Dołożyli to chyba Tobie, skoro dzisiaj stwierdziłeś, że nagle zamiast dziesięciu schodów w hotelu jest ich dwanaście.
- No bo naprawdę! – oburzył się blondyn, zakładając ręce na klatkę piersiową. – Może i ich wcześniej nie liczyłem, ale teraz jest ich zdecydowanie więcej. Rune, powiedz mu!
Velta zawahał się, jednak widząc karcący wzrok Forfanga odwrócił się w drugą stronę, uważając, że drzewa za szybą są o wiele bardziej ciekawe.
Johann prychnął z wyższością, w myślach naśmiewając się z Fannemela i jego teorii spiskowych.


Na dworze robiło się ciemno, gdy dotarli do swoich pokoi. Anders wciąż nie potrafił zrozumieć, jakim cudem jest bardziej zmęczony po wchodzeniu na piętro niż wczoraj. Nie krył się ze swoją złością – trzasnął drzwiami na tyle mocno, że Johann prawie oberwał po twarzy. Młodszy skoczek przewrócił oczami, wszedł do pokoju i rzucił się na łóżko, czekając, aż jego przyjaciel wreszcie się odezwie.
Jednak gdy nic takiego nie nastąpiło, wziął telefon i postanowił podzielić się swoim kolejnym, tym razem ostatnim podium na letnim konkursie skoków. Już klikał w galerię, kiedy na ekranie pojawiły się cztery litery, których się nie spodziewał.
Mama.
Anders zauważył wyraz twarzy przyjaciela, więc tylko kiwnął głową i wyszedł z pokoju, nie chcąc przeszkadzać w rozmowie. Johann przełknął ślinę i chwilę wahał się, aż w końcu przycisnął zieloną słuchawkę.
- Tak słucham? – powiedział cichym i zachrypniętym głosem. Nie wiedział, jak się zachować. Nie rozmawiali tyle czasu…
- Johann, kochanie…
- Cześć, mamo – uśmiechnął się, chociaż nie mogła tego zobaczyć. Znała go mimo wszystko na tyle dobrze, że potrafiła wyczuć, kiedy jego usta się wykrzywiają w uśmiech.
- Gratuluję cudownego sezonu letniego.
I tak zaczęła się rozmowa, która trwała przez następną godzinę. Nikt im nie przeszkadzał, byli tylko oni, we dwójkę. Tylko ich słowa, które wisiały w powietrzu przez tyle czasu.
Jego mama nigdy w pełni nie akceptowała tego, żeby skakał. Zawsze myślała, że będzie się dobrze uczył i trafi do szkoły medycznej, gdzie by się dalej specjalizował. Jednak on miał inne plany i gdy tylko miał okazję, wyjechał z miejsca, gdzie nie mógł się już więcej odnaleźć. A rodzice mu nie przeszkadzali, wręcz przeciwnie, na kilka tygodni pojechali do Trondheim razem z nim, znaleźli mieszkanie, robili wszystko, co mogli. Wciąż robią, dając mu pieniądze, które on i tak odsyła.
- Przyjadę za dwa dni, dobrze? Miałem jechać do Cel, ale… Mamo, przyjadę.
- Skarbie, wiesz, że nie musisz tego robić od razu…
- Do zobaczenia, mamo.
Wyłączył się na tyle szybko, żeby nie musiał słuchać, że ona poczeka, tak samo jak i tata.
Chciał jeszcze zadzwonić do Celiny, powiedzieć jej, że będzie w domu później, niż się spodziewał, ale nie wie dokładnie kiedy. Patrząc na zegarek stwierdził, że albo pracuje, albo odsypia, więc nie chcąc jej budzić, wysłał jej krótkiego SMSa.
Nie spodziewał się, że wstanie i zobaczy, że odpowiedziała. Nie spodziewał się też, że będzie miał chociaż jedno nieodebrane połączenie.
Wiedział, że coś jest nie tak. Chciałby tylko wiedzieć co.



*



Trondheim, październik 2013

Był w drodze do Celiny, jednak w głowie wciąż miał urywki z tego, co stało się u mamy.
Wszystko zlało się w jedną całość, w uściski, pocałunki i wyznania, jak bardzo za sobą tęsknili. I chociaż nie bardzo chciał się do tego przyznać, zabolało go serce, gdy widział ich miny, gdy go zobaczyli.
Johann się wzruszył. Najbardziej prawdziwie, jak nigdy dotąd. Słone łzy go piekły, jednak nie chciał tego po sobie pokazywać.
Spędził najcudowniejszy tydzień ze swoją rodziną i wychodząc, zaprosił ich do siebie jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Jego mama jedynie kiwnęła głową i ponownie go przytuliła, mierzwiąc delikatnie jego włosy, a on ukrył uśmiech w swojej kurtce.
Jednak trzeba było powrócić do rzeczywistości i do problemów, które go otaczały i miały imię.
Celina.
Zawsze czuł się wokół niej bezpiecznie, jak w domu. Ale mimo wszystko coś się zmieniło. Nie wiedział jeszcze co, więc właśnie dlatego do niej szedł. Chciał się dowiedzieć, poważnie porozmawiać, aby móc z powrotem wrócić do czasów, gdy między nimi wszystko było dobrze.
Wczoraj napisał jej, że wróci za dwa dni, lecz chcąc jej zrobić niespodziankę, znalazł się pod drzwiami jej mieszkania w tym momencie.
Wciągnął głośno powietrze i zapukał dwa razy.
Od razu usłyszał kroki dziewczyny, która śmiała się do siebie. Nawet nie zdążyła podnieść na niego wzroku, gdy wypowiedziała kilka słów.
- Andreas, czego znowu zapomniałeś?
Uśmiech zszedł z jej twarzy, a zazwyczaj różane policzki zastąpiła bladość. A Johann musiał przytrzymać się framugi drzwi, żeby nie opaść z hukiem na schody.


---

Dosłownie najkrótsza rzecz, jaką kiedykolwiek w życiu wstawiłam i napisałam. Ale coś musi być, wstęp do wielkiej dramy i zakończenia opowiadania, w końcu zostały tylko dwa rozdziały i epilog.

1. ANKIETA na samym dole.