Isn't she lovely?
Life and love are the same.
Life and love are the same.
Lillehammer, lipiec 2013.
Można już było dostrzec kompleks skoczni Lysgårdsbakken, który mimo, że nie ośnieżony, wciąż wyglądał
niesamowicie i mienił się w słońcu.
Patrząc na ilość
samochodów wokół, Johann był pewny, że są oni pierwszymi, którzy raczyli
pojawić się na treningu, oczywiście nie licząc trenera, który zawsze był
piętnaście minut wcześniej, nieważne, o której godzinie się pojawili. Nie raz
już pytali go, jakim cudem to się dzieje, lecz ten tylko wzruszał ramionami,
uśmiechał się i odpowiadał, że kiedyś się przekonają. Nie sprecyzował, kiedy
będzie to kiedyś. Forfang
podejrzewał, że chyba trzeba po prostu być takim trenerem, jak Alex.
Razem z
Fannemelem wysiedli z auta, zabierając cały swój sprzęt i skierowali się w
stronę Stöckla.
- Dobry, trenerze! – krzyknął Johann i przybił piątkę osobie,
którą traktował jak własną rodzinę. Fakt faktem, spędzał z nim więcej czasu niż
z rodzicami, co dawało odzwierciedlenie w tym, jak bardzo ufał mężczyźnie i nie
obawiał się iść do niego z każdym problemem, nawet tym najmniejszym.
- Dzień dobry! – odrzekł z uśmiechem i poklepał obu skoczków
po ramionach. – Mam nadzieję, że trenowaliście na siłowni tak, jak was prosiłem
– zmierzył ich wzrokiem, jednak za tym spojrzeniem kryło się szczęście.
- No oczywiście – zaśmiał się Anders, co znaczyło, że
próbował zatuszować to, jak beznadziejnie kłamie. Alex tylko skinął głową, co
znaczyło, że albo naprawdę im ufał, albo był tak samo beznadziejnym aktorem jak
Fannemel, a także nie potrafił wykryć, kiedy ktoś mówi prawdę.
Spokojnym krokiem ruszyli w stronę bram, aby już za nimi
odłożyć narty i kombinezon i zacząć się rozgrzewać. Mieli jeszcze piętnaście
minut do oficjalnego rozpoczęcia treningu, więc nie marnowali czasu i szybko się
przebrali w dresy.
Ćwiczyli już przez paręnaście minut, kiedy zauważyli
roztrzepaną, biegnącą figurę, której po chwili spadły na ziemię narty. Postać
ocknęła się, wzięła zebrała swoje rzeczy i z powrotem ruszyła przed siebie z
prędkością wiatru.
Fannemel uderzył ramieniem Johanna z pytającym wzrokiem, lecz
na odpowiedź długo czekać nie musieli. Skoczek stanął przed nimi, teraz już z
własnej woli rzucił wszystko na chodnik i oparł się o ścianę, żeby wziąć
oddech.
- Przepraszam… - oddech – za… - oddech… - spóźnienie… -
oddech – trenerze!
Alex przewrócił oczami, ręce opierając na biodrach.
- Powiedziałbym, ale będziecie się śmiać… Wolałbym na
osobności.
Johann spojrzał na mężczyznę, potem na Andersa. Wiedzieli, że
po pijaku uda się z niego wszystko wyciągnąć.
***
Siedzieli wszyscy razem przy dużym stole, popijając drinki, o
których trener nie miał prawa się dowiedzieć. Tak właściwie, to oni wszyscy
pili po jednym, a biedny Rune… Cóż, wciągał już piątego. Ale co poradzić, skoro
swoim najlepszym kolegom nic mówić nie chce?
- Może zanim przejdziemy do sprawy tego oto tutaj – Johann
pokazał na Veltę. – Chciałbym się was o coś zapytać… Wiecie coś o jakimś
zakładzie?
Nagle zapanowała cisza, a gdyby się wsłuchać, w oddali można
by było usłyszeć świerszcza. Najprawdopodobniej ktoś puścił odgłos tego
zwierzaka z telefonu, albo jego wyobraźnia płatała mu figle. Przejechał
wzrokiem po każdym ze zgromadzonych, jednak nikt nie spojrzał mu prosto w oczy.
Nagle wszyscy studiowali swoje paznokcie, serwetkę, a nawet stół i próbowali
sprawdzić, czy da się wbić drzazgę w palec.
- To co miałem powiedzieć, już dawno powiedziałem – na jednym
wydechu powiedział Fannemel, jednak potem tego pożałował, kiedy poczuł na sobie
spojrzenie skoczków. Wpadka.
- Już nie wygrywasz żadnych pieniędzy! Wszystko leci do
drużyny przeciwnej! – odkrzyknął Stjernen. Oczywiście, on znajdował się w
gronie tych, którzy przegrali, więc postanowił, że wszystko zgarnie dla siebie
i odda kilka procent reszcie.
- Tak się bawić nie będziemy. Wszystko leci do mojej kieszeni
– wyciągnął rękę Johann, oczekując, że zaraz wpadną do niej banknoty.
- Wybacz. W takim razie, wszystkie drinki są na twój koszt –
odparł Andreas i odłożył pieniądze na stół.
Forfang tupnął nogą pod stołem i obrażony usiadł w kącie. Nawet
nie spytają, czy układa Ci się w związku. To właśnie się dzieje, kiedy
przyjaźnisz się z kanciarzami.
- No, Velta, ile można Cię prosić? – westchnął Anders Bardal
i upił łyka. Nie chciał się do tego przyznać, ale naprawdę był ciekawy,
dlaczego blondyn spóźnił się na trening. Nigdy tego nie robił – wręcz
przeciwnie, zazwyczaj był pierwszy i naśmiewał się z tych, którzy przyszli
chociaż sekundę później, niż trzeba było.
Rune przeczesał włosy palcami i odłożył swój napój. Zrobił
poważną minę i wciągnął powietrze. – Poznałem dziewczynę.
Tego się nie spodziewali. Wszyscy parsknęli śmiechem. Rune
jedynie zmierzył ich pełnym pogardy wzrokiem.
Nikt nie odważył się wypowiedzieć słowa, jednak w końcu
trzeba było. Johann przesunął się w jego stronę i położył dłoń na jego
ramieniu. – Więc… Jak ma na imię?
- Anna.
- Ładne – wszyscy zgodnie stwierdzili.
- Wiem.
- No nie bądź taki! – krzyknął Anders, jednak tym razem
Jacbosen. – Jesteśmy dumni, że wreszcie udało Ci się kogoś wyrwać. Chociaż boję
się zapytać, jak to zrobiłeś.
Velta uderzył szklanym naczyniem o stół, nie zwracając uwagi
na wszystkich ludzi, którzy natychmiast spojrzeli na niego.
- To nie ja! To ona! Napisała do mnie, tak o, sama z siebie.
Nawet nie macie pojęcia, jak mi się tutaj ciepło zrobiło – uderzył się po
klatce piersiowej. Nikt nie śmiał mu wytknąć, że serce znajduje się w zupełnie
innym miejscu, niż on wskazał.
Tom był zadziwiony postawą przyjaciela. - Napisała? Czyli tak
naprawdę jej nie znasz?
- No znam! – schował twarz w dłoniach. – Wy mnie nigdy nie
słuchacie. Pisałem z nią wczoraj całą noc! Dlatego się spóźniłem. A nawet się o
mnie martwiła, czy na pewno wstanę na trening. Chciałem pokazać, że jestem
twardy, że potrafię zarwać nockę.
- Ale nie potrafisz.
- Zamknij się! To nie ja wyglądam, jakbym miał pięć lat i do
tego dziewiczy wąsik, który nawet nie wyrasta, jak jest się w takim wieku!
Gdy oni dalej się kłócili, Johann i Anders wyszli
niezauważeni, machając tylko Jacobsenowi, który akurat odwrócił się w ich
stronę.
Z pubu do mieszkania Fannemela droga była krótka, a godzina
nie taka późna, więc postanowili się przejść, zamiast dzwonić po taksówkę.
Każdy z nich był pogrążony we własnych myślach.
Anders w głowie odtwarzał swoje dzisiejsze skoki, które
wykonał i starał się je analizować. Co poszło nie tak? Dlaczego był najgorszy?
Nigdy nie był najlepszy, ale za to też nie zaliczał się do osób, które zawsze
były na końcu i nie potrafiły uzbierać chociaż kilku punktów w Pucharze Świata.
Poprzedni sezon poszedł mu całkiem dobrze, utrzymał się w drugiej dziesiątce,
co było jego planem na tamten okres. Może po prostu zapomniał, jak się skacze?
Niemożliwe, prychnął w duchu. Następnym razem będzie lepiej.
Johann również analizował swój skok, jednak pod zupełnie
innym kątem. Jak to możliwe, że wygrał trening? Skakał dobrze, ale nigdy nie aż
tak. Może wreszcie wszystko w jego życiu się układa? Wyznał miłość dziewczynie,
która go naprawiła, która sprawiła, że wreszcie czuł się dobrze ze sobą. Teraz
jest czas na to, aby ludzie wyrobili sobie zdanie o nim na skoczni, jako młodego,
może kiedyś zostanie jakimś mistrzem świata? Nigdy nic nie wiadomo.
Nawet nie wiedział kiedy znaleźli się pod drzwiami Fannemela.
Wyciągnął klucze z kieszeni kurtki i szybko je otworzył, wystrzelając niemal od
razu do łazienki. Wiedział, że Anders teraz weźmie gorącą kąpiel, szczególnie
po wydarzeniach dnia dzisiejszego. Nigdy po sobie nie pokazywał, jak wygrane i
przegrane na niego działają, ale Johann znał go na tyle dobrze, że starszy
chłopak nie musiał nic mówić.
Położył się na kanapie i głowę oparł o poduszkę, ręką
szukając pilota. Gdy wreszcie mu się udało włączył telewizor, trafiając na
jakieś nocne wiadomości sportowe.
Niemal zasypiał, kiedy do jego uszu dobiegł dźwięk jego
imienia wypowiadanego przez dziennikarza.
- Johann André Forfang jest młodym skoczkiem, który na
dzisiejszym treningu, pierwszym przygotowującym do Letniego Grand Prix pokazał,
że również zamierza liczyć się w walce o podium. Jego skoki były blisko
wyrównania rekordu skoczni, więc, wszyscy skoczkowie, bójcie się, bo będzie
walczył! – dziennikarz uśmiechnął się do kamery. – Niestety tego samego nie
możemy powiedzieć o Andersie Fannemelu, który, jeśli to byłby konkurs
drużynowy, zaprzepaściłby szanse drużyny na jakiekolwiek dobre miejsce,
oczywiście, jeśli w ogóle znalazłby się w –
Głos mężczyzny natychmiast ucichł, kiedy Anders wszedł do
pokoju i wyłączył telewizor. Jego włosy były delikatnie mokre, a woda leciała
po jego szyi. Niedbale zarzucił na siebie szarą koszulkę i krótkie spodenki.
Usiadł naprzeciwko przyjaciela, który znajdował się w dziwnej pozycji i miał
otwartą buzię z niedowierzania.
- Nie słuchaj ich – w końcu udało mu się wydukać. Fannemel
jedynie pokręcił głową z uśmiechem.
- Nauczyłem się tego nie robić, Ty też powinieneś – kopnął go
lekko nogą pod stołem. – Nie chcę, żeby zrobili z ciebie nie wiadomo jaką
gwiazdę. Ale czasem trzeba im przyznać rację. Sam Kamil Stoch pewnie jeszcze
nie raz z Tobą przegra – zaśmiał się, jednak jego głos był przepełniony troską.
- Ty za to te wszystkie skocznie obskoczysz pięć razy –
odpowiedział Forfang i wstał. Gdy mijał Andersa poczochrał mu włosy, a potem
jęknął, gdy jego rękę pokryły kropelki wody. Chłopak parsknął śmiechem i
mruknął pod nosem coś w stylu, że dzięki niemu Johann przynajmniej się umyje, lecz
on nie mógł tego usłyszeć, ponieważ zniknął za drzwiami.
Jedyną rzecz jaką pamięta zaraz po wzięciu długiej kąpieli
było przeczytanie wiadomości.
Celina
Jestem z Ciebie dumna, a to dopiero pierwsze skoki. Dobranoc, C.
Jestem z Ciebie dumna, a to dopiero pierwsze skoki. Dobranoc, C.
---
Wszystkiego najlepszego, Walter!
A z ogłoszeń parafialnych:
1) Po prawej jest ankieta.
2) Proszę o zerknięcie tutaj.
Pozdrawiam!